Z pieca wyszły bułeczki :) Są jeszcze cieplutkie, więc testujemy je śniadaniowo z domową konfiturą... I nagle świat jest taki piękny, życie takie smakowite i kolorowe... i jeszcze przypominają się wakacje spędzane u Babci na polskiej wsi, a buzia sama się cieszy :) :)
Kajzerki
(przepis
zmodyfikowany, zaczerpnięty od Pani Doroty ze strony
mojewypieki.com, której bardzo dziękuję za tą sniadaniową
inspirację.
Przygotowanie:
Wyjmujemy
nastepujace skladniki:
- 3 szklanki mąki pszennej
- ¾ szklanki letniej wody
- 1½ łyżeczki suchych drożdży (6 g) lub 12 g drożdży świeżych
- 1½ łyżeczki cukru
- 1 łyżeczka soli
- 1 jajko
- 2 łyżki masła
Następnie
masło rozpuszczamy w rondelku i odstawiamy do lekkiego ostudzenia.
Ja korzystam najczęściej z drożdży suchych, ale jeśli wybraliście świeże, pamiętajcie żeby przygotować z nich wcześniej rozczyn.
Wszystkie składniki umieszczamy w misce, dodajemy przestudzone, ale jeszcze ciepłe masło i zagniatamy. Jak zwykle przypominam, że w przypadku zagniatania, należy się kierować tzw. zasadą “na oko” i swoją kucharską intuicją. Dobrze wyrobione ciasto powinno być elastyczne, ale nie zbite i ładnie odchodzić od ręki i miski. Dlatego nie wahajcie się podczas zagniatania użyć więcej mąki jeśli zajdzie taka potrzeba. Gdy ciasto osiągnie pożądaną konsystencję zostawiamy je na 10 minut, rozkoszując sie poranną kawą a następnie pokrzepieni dawką kofeiny ponownie przez 5 minut je zagniatamy. Tak wyrobione ciasto przekładamy do wysmarowanej oliwą miski i zostawiamy na około godzinę dając mu czas na wyrośnięcie.
Następnie formujemy z naszego ciasta około 10 bułeczek, rozkładamy je na blasze przykrywamy ściereczką i pozwalamy im rosnąć około pół godziny. Po tym czasie, w zależności od naszej fantazji, możemy na bułeczkach zrobić nacięcia, tak by wyglądały jak kajzerki, albo jedynie posmarować je roztrzepanym jajkiem by podczas pieczenia zyskały rumiany kolor. Tak przygotowane bułeczki wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy około 15 minut w temperaturze 225ºC.
Ja korzystam najczęściej z drożdży suchych, ale jeśli wybraliście świeże, pamiętajcie żeby przygotować z nich wcześniej rozczyn.
Wszystkie składniki umieszczamy w misce, dodajemy przestudzone, ale jeszcze ciepłe masło i zagniatamy. Jak zwykle przypominam, że w przypadku zagniatania, należy się kierować tzw. zasadą “na oko” i swoją kucharską intuicją. Dobrze wyrobione ciasto powinno być elastyczne, ale nie zbite i ładnie odchodzić od ręki i miski. Dlatego nie wahajcie się podczas zagniatania użyć więcej mąki jeśli zajdzie taka potrzeba. Gdy ciasto osiągnie pożądaną konsystencję zostawiamy je na 10 minut, rozkoszując sie poranną kawą a następnie pokrzepieni dawką kofeiny ponownie przez 5 minut je zagniatamy. Tak wyrobione ciasto przekładamy do wysmarowanej oliwą miski i zostawiamy na około godzinę dając mu czas na wyrośnięcie.
Następnie formujemy z naszego ciasta około 10 bułeczek, rozkładamy je na blasze przykrywamy ściereczką i pozwalamy im rosnąć około pół godziny. Po tym czasie, w zależności od naszej fantazji, możemy na bułeczkach zrobić nacięcia, tak by wyglądały jak kajzerki, albo jedynie posmarować je roztrzepanym jajkiem by podczas pieczenia zyskały rumiany kolor. Tak przygotowane bułeczki wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy około 15 minut w temperaturze 225ºC.
Z
konfiturą domowej roboty smakują obłędnie :) I dają wiele radości
o poranku :) :) I takiej własnie smacznej radości Wam życzę :) :)
Od
razu jednak Was ostrzegam, że wraz z upływającami dniami bułeczki
tracą na świeżości, więc najlepiej schrupać je od razu, lub
zamrozić :)
Smacznego
:)